[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zanim Susanna zdążyła odpowiedzieć, ukłonił się jej następny partner i wspólnie
przeszli na parkiet. Harry stanął przy prowadzących na taras drzwiach i w milczeniu
przyglądał się, jak Susanna tańczy i flirtuje z jednym dżentelmenem po drugim. Nie miał
pojęcia, co się z nią działo. Zawsze była żywiołowa, lecz tego wieczoru zachowywała się
wręcz nieroztropnie. Mimo to mógłby przysiąc, że jej śmiech nie brzmiał równie beztro-
sko jak zazwyczaj. Sprawiała wrażenie zdenerwowanej i niewątpliwie obwiniała go o
coś, choć nie miał pojęcia o co. Wydawało mu się, że są sobie coraz bliżsi, a tymczasem
wrócili do punktu wyjścia. Z irytacją wzruszył ramionami. Nie zamierzał stać i patrzeć,
jak Susanna tańczy. Postanowił wpaść do klubu albo odwiedzić damę, z którą był blisko
związany jeszcze kilka tygodni temu. Co prawda, jego romans z Elaine dobiegł końca,
gdyż żadne z nich nie czerpało już z niego satysfakcji, niemniej mógł z nią porozmawiać.
W tej chwili potrzebował kobiecej rady, której nie mogła mu udzielić ani matka, ani sio-
stra.
Susanna nie widziała, jak Harry wychodził, lecz tuż przed kolacją uświadomiła so-
bie, że go nie ma. Rozejrzała się wokół i jej wzrok padł na Mary Hamilton, lady Hamil-
ton oraz brzuchatego pięćdziesięciolatka, markiza Stavely'ego, w czarnej peruce, która
prezentowała się co najmniej dziwnie. Jakby wyczuwając na sobie jej wzrok, markiz
R
L
T
uniósł złoty lornion i spojrzał na nią uważnie. Susanna zarumieniła się i w pośpiechu
skupiła uwagę na talerzu.
Zastanawiała się, co ma ochotę przekąsić, kiedy podeszła do niej pani Hampton.
- Czy skorzystałaś już ze sposobności, żeby pogratulować pannie Hamilton i ży-
czyć jej szczęścia? - spytała wprost.
- Nie, mamo. Spotkałam ją dzisiaj rano i powiedziała mi, że spodziewa się
oświadczyn. Nie sądziłam jednak, że już dzisiaj wieczorem. - Nie zdołała ukryć drżenia
w głosie.
Pani Hampton zmarszczyła brwi.
- Myślisz, że... Kochanie, panna Hamilton jest zaręczona z markizem Stavelym.
- Z markizem... - wyszeptała Susanna. - Sądziłam... Przecież była zainteresowana
innym dżentelmenem.
- Mniemam, że właśnie dlatego zachowywałaś się dzisiaj dziwnie. - Pani Hampton
popatrzyła na córkę z lekką dezaprobatą. - Nie tak dawno temu mówiłam ci, że lord Pen-
dleton nie jest zainteresowany panną Hamilton. Wydaje mi się, że powinnaś jej pogratu-
lować. W przeciwnym razie ktoś mógłby posądzić cię o zazdrość.
- Tak, mamo, oczywiście - zgodziła się Susanna i natychmiast podeszła do Mary.
Wyrecytowała stosowną formułkę i zrobiła wszystko, żeby zignorować uśmieszek
wyższości widoczny na twarzy Mary, która była niewątpliwie zachwycona swoją przed-
siębiorczością. Susanna ani trochę nie zazdrościła jej bogatego i utytułowanego kawale-
ra. Wolałaby do końca życia być sama, niż wyjść za kogoś pokroju markiza Stavely'ego.
Pogratulowawszy Mary Hamilton, Susanna wróciła do sali balowej. Rozejrzała się
w poszukiwaniu lorda Pendletona, lecz nigdzie go nie dostrzegła. Zerknęła nawet do po-
koju karcianego, lecz i tam go nie zastała.
- Jeśli pani szuka Pendletona, to na próżno, właśnie składa wizytę swojej kochance
- usłyszała chrapliwy głos za plecami. Momentalnie odwróciła się i ujrzała markiza Nor-
thavena. - Gdy wysiadałem z dorożki, podawał adres woznicy. Dobrze znam tę damę i
wiem, że nie jest specjalnie wybredna w doborze towarzystwa.
Susanna przygryzła wargę. Nie zamierzała odpowiadać na cyniczne i złośliwe
uwagi markiza.
R
L
T
- Przepraszam, ale muszę znalezć mamę - oznajmiła krótko.
Miała ochotę zapłakać nad swoją głupotą. Powinna była zapoznać się z faktami i
nie odtrącać Harry'ego. Z pewnością uznał, że jest wyjątkowo nieuprzejma, i miał rację.
Bardzo żałowała swojego zachowania, cóż jednak mogła teraz zrobić?
Gdy nadszedł dzień przyjęcia Susanny, Iris przyniosła jej tacę ze śniadaniem i sto-
sikiem listów oraz drobnych upominków.
- Cóż to za paczuszki? - zdumiała się Susanna. - Do moich urodzin zostało jeszcze
dużo czasu.
- Może panienka je otworzy? - zaproponowała Iris. - Warto sprawdzić, co jest w
środku.
Susanna podniosła pierwsze zawiniątko i przyjrzała się bilecikowi.
- To od mamy... Ciekawe, co mi podarowała? - Rozerwała gustowny papier, który
ukrywał małe, oklejone aksamitem pudełeczko. Otworzywszy je, zobaczyła śliczną
spinkę do włosów, z perłą i brylantem. - Jaka piękna! Mama z pewnością wydała mają-
tek.
- To wyjątkowy dzień. - Pokojówka uśmiechnęła się szeroko. - Niech panienka
otworzy pozostałe prezenty.
Susanna wiedziała, że dziewczyna umiera z ciekawości, sięgnęła więc po kolejny
upominek, tym razem od panny Royston. W środku znajdowały się kolczyki z perłami i
brylantami. Przy trzecim prezencie brakowało bilecika.
- Dziwne - zauważyła w zamyśleniu. - Nie wiem, kto to przysłał.
- Może karteczka odpadła? - zasugerowała Iris. - Pózniej poszukam jej na parterze,
a teraz proszę zajrzeć do środka.
Gdy Susanna zdarła papier, jej oczom ukazał się misternie wykonany uchwyt na
bukiecik kwiatów. Zaprojektowano go w formie ażurowego koszyczka ze złota z wiel-
kim brylantem na obrzeżu.
- Jakie to piękne - powiedziała z zachwytem. - Spójrz, koszyczek można przypiąć
do sukni, a potem wsunąć do niego kwiaty.
R
L
T
- Prześliczny - zgodziła się pokojówka. - To nie byle błyskotka, panienko, brylant
wygląda na prawdziwy i jest naprawdę wielki. Pewnie mama panienki kupiła go na tań-
ce.
- Pewnie tak. - Susanna pokiwała głową.
Kiedy jednak poszła do pokoju matki, żeby podziękować jej za spinkę i pokazać
inne upominki, pani Hampton od razu spytała, kto przysłał koszyczek.
- Myślałam, że to ty. - Susanna zaczęła się zastanawiać, kto mógł jej podarować tak
kosztowny prezent. - Nie było przy nim bilecika. Iris sądzi, że mógł się zawieruszyć, i
postanowiła go poszukać. Amelia ofiarowała mi kolczyki, zatem koszyczek nie jest da-
rem od niej, prawda?
- Nie, rozmawiałyśmy o tym, co ci dać. - Pani Hampton zmarszczyła brwi. - Ten
drobiazg może być prezentem od cichego wielbiciela. Skoro nie ma bilecika, pewnie ktoś
wolał zachować incognito.
- Och - westchnęła zachwycona Susanna. Cichy wielbiciel! - Co powinnam teraz
zrobić, mamo? Zamierzałam przypiąć koszyczek do sukni i ozdobić go kwiatami, ale nie
wiem, czy to wypada.
- Na twoim miejscu właśnie tak bym uczyniła - odparła pani Hampton. - Należa- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl