[ Pobierz całość w formacie PDF ]
którego mogłaby pokochać i pewnie pokocha, choć nie wiadomo, jaka
ich czeka przyszłość.
W miarę jak Rafi coraz swobodniej okazywał Imogenie swoje
uczucia, Sida coraz bardziej niecierpliwiła jej nieobecność. Doszło do
tego, że Imogena wszędzie zabierała ze sobą telefon. Miała go nawet
podczas lekcji, na wypadek, gdyby Sid znów czegoś od niej
potrzebował. Musiała go jakoś ugłaskać, by pozwolił jej zostać jeszcze
kilka dni w stadninie.
Jednak tego dnia Imogena zupełnie o tym nie myślała, bo Rafi
obiecał, że przejdą do kolejnego etapu nauki. Kiedy weszła na padok,
zobaczyła Rafiego siedzącego na oklep na BaHarze. Starego poczciwego
Maurice'a nie było.
- Gdzie mój koń? - spytała Imogena. - Myślałam, że dziś nauczysz
mnie galopować.
- Najpierw trochę pojezdzimy razem.
Wyciągnął do niej rękę. Imogena chciała zaprotestować, przekonać
go, że nie może rezygnować z lekcji, jeśli ma się nauczyć konnej jazdy i
zdobyć nowego klienta dla firmy, ale kiedy spojrzała w oczy Rafiego,
wszystkie argumenty przestały się liczyć.
Rafi wciągnął ją na ogiera i posadził przed sobą. Tak samo jak wtedy,
kiedy pierwszy raz jezdzili razem na BaHarze. Tyle tylko, że tym razem
Imogena czuła się znacznie swobodniej i na koniu, i w towarzystwie
Rafiego.
Z początku jechali stępa ścieżką wzdłuż pastwiska, na którym pasła
się Jasmine ze bezimiennym jeszcze zrebaczkiem, ale znalezli się w tak
gęstych zaroślach, że prawie zasłaniały słońce.
Imogena oparła się plecami o Rafiego, ciesząc się urokiem chwili. Nie
anula & polgara
ous
l
anda
sc
poznawała tej kobiety, którą stała się w czarodziejskich dłoniach szejka.
Tej kobiety, która dopiero teraz zrozumiała, co straciła, poświęcając cały
swój czas pracy zawodowej. Kobiety urzeczonej przez mężczyznę, który
traktował ją tak, jakby na całym świecie nie istniało nic ważniejszego niż
spełnianie jej pragnień, marzeń i zachcianek.
Odezwał się zatknięty za paskiem telefon komórkowy Imogeny.
- Co jest tym razem, Sid? Złamał ci się paznokieć?
- Bardzo śmieszne, Danforth. Lovell straszy, że jeśli prędko się z
tobą nie zobaczy, to przeniesie swoje pieniądze gdzie indziej. Musisz
wracać.
Westchnęła. Lovell był jednym z jej najlepszych i najbogatszych
klientów. Nie mogła pozwolić, żeby wycofał swoje aktywa.
- No dobrze - zgodziła się niechętnie. - Zorganizuj spotkanie jutro
rano.
- On chce się z tobą zobaczyć dzisiaj. Go mam mu powiedzieć?
- To rozsądny człowiek. Zaczeka dwadzieścia cztery godziny.
- Jedyna twoja nadzieja w tym, że zaczeka. Wyłączyła telefon,
schowała go z powrotem. A więc już jutro trzeba będzie wrócić do
rzeczywistości, pomyślała niechętnie.
- Wyjeżdżasz - powiedział Rafi obojętnie.
- Na to wygląda. I tak udało mi się przytrzymać szefa dłużej, niż
przypuszczałam.
- Myślałem, że to on ci kazał uczyć się konnej jazdy. Czy nie
rozumie, co się z tym wiąże?
- Sid rozumie wyłącznie potęgę pieniądza. A to oznacza, że
będziemy musieli dzisiaj solidnie popracować.
- Jeden dzień nie wystarczy.
Całkowicie się z nim zgadzała. Miała za mało czasu, by nauczyć się
wszystkiego, co powinna wiedzieć. I stanowczo za mało czasu dla
Rafiego.
- W każdym razie muszę spróbować. Albo wrócę tu w sobotę i
dokończymy kurs.
- To lepsze rozwiązanie.
Weszli na polanę, z której było widać nadrzeczną łąkę. Rafi zatrzymał
konia, pomógł zsiąść Imogenie, po czym przywiązał BaHara do gałęzi
anula & polgara
ous
l
anda
sc
drzewa.
Patrzyła, jak Rafi rozpina koszulę. Mimo że już wiele razy widziała
jego piękny tors, nadal nie była odporna na ten zdumiewający widok.
- Wygląda na to, że na razie skończyliśmy z konną jazdą.
- Piękny dzień. - Rafi spojrzał na niebo. - Popływamy, a potem
wrócimy na padok.
Rzeka nie wzbudziła w Imogenie zaufania.
- Zamulona woda, silny nurt - marudziła.
Rafi zdjął już spodnie i slipy, stanął przed nią całkiem nagi.
- Dopilnuję; żeby cię nie poniosło - obiecał. - %7łeby cię prąd nie
poniósł - poprawił się.
Jak mogła mu się oprzeć? Rozebrała się szybko, tylko z butami miała
trochę kłopotu. Nim się z nimi uporała, Rafi już wszedł do wody.
Kiedy ruszyła za nim, telefon znowu zadzwonił.
- Nie odbieraj - poprosił Rafi, wychodząc na brzeg.
- Muszę sprawdzić, kto to. - Jakby nie wiedziała. Gdy wydobyła i
włączyła telefon, Rafi wyrwał go jej.
- Zostaw! - krzyknęła, ale komórka już leciała w powietrzu, a chwilę
pózniej wylądowała w wodzie i utonęła w mulistym nurcie. - Dlaczego
to zrobiłeś?!
- Nie chcę, żeby nam przeszkadzano. - Przytulił ją do siebie.
- To bardzo drogi telefon.
- Zanim stąd wyjedziesz, kupię ci kilka jeszcze droższych. - Wtulił
twarz w jej szyję.
Naprawdę musiał jej przypominać o wyjezdzie? I czy naprawdę
musiał to robić takim tonem, jakby go to nic a nic nie obeszło?
- Trzymam cię za słowo... A co będzie z pływaniem?
- Właśnie ku temu zmierzam.
Podniósł ją, owinął jej nogi wokół swej talii i zaniósł do wody.
Pocałował ją namiętnie, a potem postawił Imogenę na piaszczystym dnie
rzeki.
- To bardzo przyjemne. - Odgarnęła mu włosy z czoła.
- Zbyt często zapominam, by cieszyć naturą.
- Ja też. - Pocałowała go w policzek. - Większą część życia spędzam
w murach, zajmując się pomnażaniem cudzych pieniędzy.
anula & polgara
ous
l
anda
sc
- Gardzę pieniędzmi - prychnął. - Nawet prowadzenie stadniny mnie
nie interesuje. Wolałbym się skupić na pracy z końmi. W Amytrze
głównie tym się zajmowałem.
- To dlaczego nie zatrudnisz kogoś, kto zająłby się finansami
stadniny?
- Jestem bardzo wymagający. Wolę sam wszystkiego doglądać.
- Naprawdę? - Zsunęła dłoń poniżej jego brzucha.
- Ta prawda nie dotyczy wszystkich aspektów życia. - Delikatnie ją
pocałował.
I wtedy Imogena usłyszała w oddali tętent końskich kopyt.
- Ktoś tu jedzie - szepnęła przestraszona.
Na brzegu pojawił się jezdziec na gniadym koniu. Rafi schował za
sobą Imogenę, choć Ali i tak miał wzrok wbity w ziemię.
- Proszę wybaczyć, Wasza Wysokość, ale jest telefon do panny
Danforth.
- W tej chwili jest zajęta - warknął Rafi. - Powiedz mu, że potem do
niego zadzwoni.
- To nie jest mężczyzna - mówił Ali, wciąż spoglądając pod końskie
kopyta. - Dzwoni mama panny Danforth. Powiedziała, że poczeka przy
telefonie na pannę Danforth.
- Czy to coś pilnego? - przestraszyła się Imogena.
- Zdawała się dosyć zaniepokojona, ale nie mówiła, że stało się coś
złego.
Imogenie ulżyło. Gdyby był jakiś problem, mama na pewno by
powiedziała.
- Przekaż jej, że zadzwonię, jak tylko wrócimy do stajni.
- Oczywiście. - Ali skinął głową, nie podnosząc oczu. - I jeszcze raz
bardzo przepraszam.
Zawrócił konia i puścił się galopem przed siebie. Po chwili nie było
po nim śladu.
- Jak myślisz, czy twoja mama wytrzyma jeszcze trochę? - spytał
Rafi, znów ją do siebie przytulając.
Imogena bardzo chciała powiedzieć, że wytrzyma, ale naprawdę nie
mogła. Mama nie była histeryczką, a to oznaczało, że miała do niej
naprawdę ważną sprawę.
anula & polgara
ous
l
anda
sc
- Możemy dokończyć to potem w wannie. Teraz muszę sprawdzić,
co się stało.
- No tak, oczywiście. Dla ciebie liczy się tylko rodzina i praca. -
Mówił cicho, nie krzyczał, ale Imogena czuła, że jest wzburzony.
W drodze powrotnej milczał jak zaklęty. Imogena nie wiedziała, co w
niego wstąpiło. Może odezwała się jego zaborcza natura? W zasadzie jej
to pochlebiało, ale tym razem wolałaby, żeby porzucił swój
egocentryzm. Rodzina jej potrzebowała i Imogena nie mogła sprawić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
którego mogłaby pokochać i pewnie pokocha, choć nie wiadomo, jaka
ich czeka przyszłość.
W miarę jak Rafi coraz swobodniej okazywał Imogenie swoje
uczucia, Sida coraz bardziej niecierpliwiła jej nieobecność. Doszło do
tego, że Imogena wszędzie zabierała ze sobą telefon. Miała go nawet
podczas lekcji, na wypadek, gdyby Sid znów czegoś od niej
potrzebował. Musiała go jakoś ugłaskać, by pozwolił jej zostać jeszcze
kilka dni w stadninie.
Jednak tego dnia Imogena zupełnie o tym nie myślała, bo Rafi
obiecał, że przejdą do kolejnego etapu nauki. Kiedy weszła na padok,
zobaczyła Rafiego siedzącego na oklep na BaHarze. Starego poczciwego
Maurice'a nie było.
- Gdzie mój koń? - spytała Imogena. - Myślałam, że dziś nauczysz
mnie galopować.
- Najpierw trochę pojezdzimy razem.
Wyciągnął do niej rękę. Imogena chciała zaprotestować, przekonać
go, że nie może rezygnować z lekcji, jeśli ma się nauczyć konnej jazdy i
zdobyć nowego klienta dla firmy, ale kiedy spojrzała w oczy Rafiego,
wszystkie argumenty przestały się liczyć.
Rafi wciągnął ją na ogiera i posadził przed sobą. Tak samo jak wtedy,
kiedy pierwszy raz jezdzili razem na BaHarze. Tyle tylko, że tym razem
Imogena czuła się znacznie swobodniej i na koniu, i w towarzystwie
Rafiego.
Z początku jechali stępa ścieżką wzdłuż pastwiska, na którym pasła
się Jasmine ze bezimiennym jeszcze zrebaczkiem, ale znalezli się w tak
gęstych zaroślach, że prawie zasłaniały słońce.
Imogena oparła się plecami o Rafiego, ciesząc się urokiem chwili. Nie
anula & polgara
ous
l
anda
sc
poznawała tej kobiety, którą stała się w czarodziejskich dłoniach szejka.
Tej kobiety, która dopiero teraz zrozumiała, co straciła, poświęcając cały
swój czas pracy zawodowej. Kobiety urzeczonej przez mężczyznę, który
traktował ją tak, jakby na całym świecie nie istniało nic ważniejszego niż
spełnianie jej pragnień, marzeń i zachcianek.
Odezwał się zatknięty za paskiem telefon komórkowy Imogeny.
- Co jest tym razem, Sid? Złamał ci się paznokieć?
- Bardzo śmieszne, Danforth. Lovell straszy, że jeśli prędko się z
tobą nie zobaczy, to przeniesie swoje pieniądze gdzie indziej. Musisz
wracać.
Westchnęła. Lovell był jednym z jej najlepszych i najbogatszych
klientów. Nie mogła pozwolić, żeby wycofał swoje aktywa.
- No dobrze - zgodziła się niechętnie. - Zorganizuj spotkanie jutro
rano.
- On chce się z tobą zobaczyć dzisiaj. Go mam mu powiedzieć?
- To rozsądny człowiek. Zaczeka dwadzieścia cztery godziny.
- Jedyna twoja nadzieja w tym, że zaczeka. Wyłączyła telefon,
schowała go z powrotem. A więc już jutro trzeba będzie wrócić do
rzeczywistości, pomyślała niechętnie.
- Wyjeżdżasz - powiedział Rafi obojętnie.
- Na to wygląda. I tak udało mi się przytrzymać szefa dłużej, niż
przypuszczałam.
- Myślałem, że to on ci kazał uczyć się konnej jazdy. Czy nie
rozumie, co się z tym wiąże?
- Sid rozumie wyłącznie potęgę pieniądza. A to oznacza, że
będziemy musieli dzisiaj solidnie popracować.
- Jeden dzień nie wystarczy.
Całkowicie się z nim zgadzała. Miała za mało czasu, by nauczyć się
wszystkiego, co powinna wiedzieć. I stanowczo za mało czasu dla
Rafiego.
- W każdym razie muszę spróbować. Albo wrócę tu w sobotę i
dokończymy kurs.
- To lepsze rozwiązanie.
Weszli na polanę, z której było widać nadrzeczną łąkę. Rafi zatrzymał
konia, pomógł zsiąść Imogenie, po czym przywiązał BaHara do gałęzi
anula & polgara
ous
l
anda
sc
drzewa.
Patrzyła, jak Rafi rozpina koszulę. Mimo że już wiele razy widziała
jego piękny tors, nadal nie była odporna na ten zdumiewający widok.
- Wygląda na to, że na razie skończyliśmy z konną jazdą.
- Piękny dzień. - Rafi spojrzał na niebo. - Popływamy, a potem
wrócimy na padok.
Rzeka nie wzbudziła w Imogenie zaufania.
- Zamulona woda, silny nurt - marudziła.
Rafi zdjął już spodnie i slipy, stanął przed nią całkiem nagi.
- Dopilnuję; żeby cię nie poniosło - obiecał. - %7łeby cię prąd nie
poniósł - poprawił się.
Jak mogła mu się oprzeć? Rozebrała się szybko, tylko z butami miała
trochę kłopotu. Nim się z nimi uporała, Rafi już wszedł do wody.
Kiedy ruszyła za nim, telefon znowu zadzwonił.
- Nie odbieraj - poprosił Rafi, wychodząc na brzeg.
- Muszę sprawdzić, kto to. - Jakby nie wiedziała. Gdy wydobyła i
włączyła telefon, Rafi wyrwał go jej.
- Zostaw! - krzyknęła, ale komórka już leciała w powietrzu, a chwilę
pózniej wylądowała w wodzie i utonęła w mulistym nurcie. - Dlaczego
to zrobiłeś?!
- Nie chcę, żeby nam przeszkadzano. - Przytulił ją do siebie.
- To bardzo drogi telefon.
- Zanim stąd wyjedziesz, kupię ci kilka jeszcze droższych. - Wtulił
twarz w jej szyję.
Naprawdę musiał jej przypominać o wyjezdzie? I czy naprawdę
musiał to robić takim tonem, jakby go to nic a nic nie obeszło?
- Trzymam cię za słowo... A co będzie z pływaniem?
- Właśnie ku temu zmierzam.
Podniósł ją, owinął jej nogi wokół swej talii i zaniósł do wody.
Pocałował ją namiętnie, a potem postawił Imogenę na piaszczystym dnie
rzeki.
- To bardzo przyjemne. - Odgarnęła mu włosy z czoła.
- Zbyt często zapominam, by cieszyć naturą.
- Ja też. - Pocałowała go w policzek. - Większą część życia spędzam
w murach, zajmując się pomnażaniem cudzych pieniędzy.
anula & polgara
ous
l
anda
sc
- Gardzę pieniędzmi - prychnął. - Nawet prowadzenie stadniny mnie
nie interesuje. Wolałbym się skupić na pracy z końmi. W Amytrze
głównie tym się zajmowałem.
- To dlaczego nie zatrudnisz kogoś, kto zająłby się finansami
stadniny?
- Jestem bardzo wymagający. Wolę sam wszystkiego doglądać.
- Naprawdę? - Zsunęła dłoń poniżej jego brzucha.
- Ta prawda nie dotyczy wszystkich aspektów życia. - Delikatnie ją
pocałował.
I wtedy Imogena usłyszała w oddali tętent końskich kopyt.
- Ktoś tu jedzie - szepnęła przestraszona.
Na brzegu pojawił się jezdziec na gniadym koniu. Rafi schował za
sobą Imogenę, choć Ali i tak miał wzrok wbity w ziemię.
- Proszę wybaczyć, Wasza Wysokość, ale jest telefon do panny
Danforth.
- W tej chwili jest zajęta - warknął Rafi. - Powiedz mu, że potem do
niego zadzwoni.
- To nie jest mężczyzna - mówił Ali, wciąż spoglądając pod końskie
kopyta. - Dzwoni mama panny Danforth. Powiedziała, że poczeka przy
telefonie na pannę Danforth.
- Czy to coś pilnego? - przestraszyła się Imogena.
- Zdawała się dosyć zaniepokojona, ale nie mówiła, że stało się coś
złego.
Imogenie ulżyło. Gdyby był jakiś problem, mama na pewno by
powiedziała.
- Przekaż jej, że zadzwonię, jak tylko wrócimy do stajni.
- Oczywiście. - Ali skinął głową, nie podnosząc oczu. - I jeszcze raz
bardzo przepraszam.
Zawrócił konia i puścił się galopem przed siebie. Po chwili nie było
po nim śladu.
- Jak myślisz, czy twoja mama wytrzyma jeszcze trochę? - spytał
Rafi, znów ją do siebie przytulając.
Imogena bardzo chciała powiedzieć, że wytrzyma, ale naprawdę nie
mogła. Mama nie była histeryczką, a to oznaczało, że miała do niej
naprawdę ważną sprawę.
anula & polgara
ous
l
anda
sc
- Możemy dokończyć to potem w wannie. Teraz muszę sprawdzić,
co się stało.
- No tak, oczywiście. Dla ciebie liczy się tylko rodzina i praca. -
Mówił cicho, nie krzyczał, ale Imogena czuła, że jest wzburzony.
W drodze powrotnej milczał jak zaklęty. Imogena nie wiedziała, co w
niego wstąpiło. Może odezwała się jego zaborcza natura? W zasadzie jej
to pochlebiało, ale tym razem wolałaby, żeby porzucił swój
egocentryzm. Rodzina jej potrzebowała i Imogena nie mogła sprawić [ Pobierz całość w formacie PDF ]