[ Pobierz całość w formacie PDF ]

radzić. Znakomicie się sprawujesz.
Serce Patsy stopniało od tych szczerych pochwał. Od dawna z niczyich ust nie słyszała tylu
komplementów. Will bezustannie ją strofował, napominał i wyśmiewał się z niej urągliwie,
podkopując jej wiarę w siebie do tego stopnia, że nie była pewna, czy w ogóle istnieje choć jedna
rzecz, którą potrafi zrobić jak należy.
- Nie robię nic takiego, ot, smażę jajecznicę i frytki - odparła Patsy cicho.
- Nic podobnego - zaprotestowała Sharon Lynn. - Może klienci nie są zbyt skorzy do obsypywania
kogoś pochwałami, ale wiem, że cię uwielbiają.
W tym momencie oczy Patsy zaszkliły się łzami, co wprawiło ją w stan jeszcze większego
zakłopotania.
- Daj spokój, bo zaraz się rozpłaczę. Sharon Lynn posłała Patsy uważne spojrzenie.
- Wzruszasz się dlatego, że mówię rzeczy oczywiste? Po prostu jesteś dobra w tym, co robisz.
- Błagam, nie każ mi tego wyjaśniać. - Patsy bezradnie potrząsnęła głową.
- W porządku - przystała Sharon Lynn skwapliwie; jej twarz przybrała nagle zawzięty, nieprzejednany
wyraz. - Jeśli jakiś facet pozbawił cię poczucia własnej wartości, powinien się wstydzić. - Głęboko
zaczerpnęła powietrza. - Jeśli kiedykolwiek będziesz miała ochotę o tym pogadać, pamiętaj, że umiem
słuchać. - Posłała Patsy znaczące spojrzenie. - Justin też.
- Wiem - odparła Patsy. - Nie ma o czym mówić.
75
Wydawało się, że Sharon Lynn ma ten temat inne zdanie, ale zaniechała dalszej dyskusji.
- Co do jutrzejszego obiadu, jeśli zaproszenie jest nadal aktualne, z chęcią z niego skorzystam.
Misja wypełniona, zawyrokowała Patsy triumfująco, odpędzając nieprzyjemne myśli i skupiając
uwagę na szykującej się niespodziance.
- Około siódmej, zaraz po zamknięciu, dobrze?
- Znakomicie.
- Co jest takie znakomite? - wtrącił Justin, sadowiąc się na wysokim stołku przy barze.
Ten mężczyzna miał nieznośny dar zaskakiwania Patsy. Któregoś dnia czujny stróż prawa
przypadkowo usłyszy o kilka słów za dużo i wtedy Patsy będzie zgubiona.
- Patsy zaprosiła mnie na obiad jutro wieczorem - wyjaśniła Sharon Lynn.
Justin zerknął na Patsy ciekawie.
- Doprawdy? A co ze mną?
- Wybacz, ale to babski wieczór, nie przewidujemy męskiego towarzystwa.
- To może zabiorę jutro Billy'ego na spaghetti, tylko w męskim gronie.
Pomysł rozłączenia z synem, choćby na chwilę, wydał się Patsy nie do przyjęcia.
- Nie, nie trzeba, naprawdę, Billy zostanie z narni -oświadczyła pospiesznie.
- Dlaczego? Billy miałby nie lada atrakcję - przekonywała Sharon Lynn. - Justin umie obchodzić się z
dziećmi.
- Wiem, ale chodzi o to, że... - Chodziło o to, że oczami wyobrazni zobaczyła Willa, który raptem
zjawia się i żąda
76
wydania mu syna, a jej przy tym nie ma, żeby zapobiec katastrofie. Jak ma to im wytłumaczyć?
- Dobrze się nim zaopiekuję - obiecał Justin, zaglądając Patsy głęboko w oczy. - W moim
towarzystwie nie stanie mu się krzywda.
Mówi tak, jakby znał prawdę, przemknęło Patsy przez głowę. Badawczo studiowała twarz Justina,
próbując wyczytać z niej jakąś wskazówkę.
Potem pomyślała o prawdziwym celu zaproszenia Sharon Lynn. Dom będzie pełen kobiet, gwaru i
zamieszania. To nie najlepsze miejsce dla małego dziecka. Z pewnością Billy nie dozna
najmniejszego szwanku pod troskliwą opieką Justina.
- W porządku - przystała Patsy w końcu. - Billy uwielbia spaghetti. Uważaj tylko, bo ma paskudny
zwyczaj wyrzucać cały makaron z talerza na siebie i na tych, którzy znajdą się w zasięgu ręki.
- W takim razie zaproszę Harlana Patricka - parsknął śmiechem Justin.
Sharon Lynn zawtórowała.
- Kto to jest Harlan Patrick? - spytała Patsy, zaintrygowana ich niezrozumiałą wesołością i
porozumiewawczymi spojrzeniami.
- Mój brat - wyjaśniła Sharon Lynn. - Kiedy nie pasie bydła albo nie jest utytłany krowim łajnem po
czubek nosa, lubi odstawiać elegancika. Niczego tak nie kocha, jak puszyć się przed kobietami swoim
nieskazitelnym, wytwornym strojem. Justin wyobraził sobie jego reakcję, kiedy sos ze spaghetti
ląduje na nowej, nieskalanej, sztywno wykrochmalonej koszuli, zwłaszcza że jutro ma śpiewać w
restauracji jego narzeczona.
77
- Ale to byłoby... - Patsy zreflektowała się w ostatniej chwili.
- Zwiństwo - podsunęła Sharon Lynn.
- No właśnie.
- Tylko drobny rewanż - sprostował Justin. - Mam z Harlanem Patrickiem swoje porachunki.
- I żeby się odegrać, chcesz użyć mojego dziecka?
- Oni stale mają ze sobą na pieńku - uspokoiła Sharon Lynn. - Licho wie, o co tym razem poszło. Nie
martw się. Zostaw to im. Jeśli Harlan Patrick zdecyduje się dobrać Justinowi do skóry, atak skieruje
przeciw niemu, a na pewno nie skrupi się to na Billym.
Patsy słuchała jak oczarowana. Fakt, że rodzina dla żartu płata sobie psikusy, bez jakichkolwiek
złośliwych podtekstów, pretensji czy tajonej urazy, tak bardzo odbiegał od rzeczywistości, w jakiej
ona tkwiła przez ostatnie lata, że trudno jej było wprost uwierzyć w te niewinne żarty. Nabrała ochoty,
by przypatrzeć się, jak Justin wyrównuje porachunki z kuzynem, zamiast odgrywać rolę pani domu na
damskim przyjęciu.
To jest prawdziwa rodzina, pomyślała z zazdrością, zgodna, zgrana, kochająca się grupa bliskich sobie
osób, która trzyma się razem i wzajemnie wspiera, połączona silnymi więzami przyjazni. Taka
rodzina, o jakiej ona całe życie marzyła.
- Czy macie pojęcie, jacy jesteście szczęśliwi?
- Oczywiście - odparła Sharon Lynn, w lot chwytając ukryte znaczenie tych słów. Serdecznie
przytuliła Patsy. -Zobaczysz, przyjdzie pora i na ciebie - obiecała i spoglądając na Justina, dodała: -
Prawda, kuzynku?
78
Justin złowił wstydliwe spojrzenie Patsy.
- Jeśli mam tu cokolwiek do powiedzenia...
Patsy zadrżała pod jego przenikliwym wzrokiem. Opanowała ją gwałtowana, niepohamowana
tęsknota. W oczach Justina wyczytała przychylną gotowość do przyjęcia jej w poczet bliskich osób,
gdyby tylko zechciała.
Gdyby tylko mogła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl