[ Pobierz całość w formacie PDF ]
okulary, nastawiał budzik i zaczynał czytać.
Czytał dokładnie przez trzydzieści minut, co wieczór innego autora. Szekspira,
Platona, Freuda, Nietzschego, Rousseau w wielkim skupieniu. Od czasu do czasu
spoglądał na Americus, żeby sprawdzić jej reakcję.
Skupiona na Forneyu od pierwszego słowa, mała nigdy nie zasypiała ani nie
grymasiła.
Siostra i Novalee siedziały cicho w drugim końcu pokoju. Od czasu do czasu
Siostra kiwała głową, kiedy uważała, że coś wymaga reakcji słuchacza, albo
szeptała amen , kiedy coś w jej mniemaniu było zgodne z prawdą. A gdy Forney
czytał Romea i Julię, płakała ze wzruszenia, trzymając Novalee za rękę.
Na dzwonek budzika Forney zamykał książkę i z pamięci powtarzał jakieś trzy
kluczowe fragmenty, jakby dawał Americus sygnał, że może ją czekać test.
Po skończonej lekturze zawsze fabrykował na poczekaniu tysiące powodów, dla
których pilnie musiał wracać do domu, ale zawsze zostawał dłużej. Lubił siedzieć
na ganku z Siostrą Husband, obierając z nią brzoskwinie albo łuskając groszek.
Lubił trzymać na rękach Americus, kiedy mała szła spać, lubił dotyk jej mięciutkiej
bawełnianej koszulki i zapach mleka Novalee, który czuł jeszcze w jej oddechu.
Lubił patrzeć, jak Novalee reaguje uśmiechem na jego słowa, jak odgarnia z karku
włosy, jak się schyla, żeby mu podać małą.
Wizyty pana Sprocka w najmniejszym nawet stopniu nie były tak
przewidywalne jak wizyty Forneya. Czasem przychodził rano, przynosząc świeże
pomidory i paprykę z własnego ogródka. To znów wieczorem, i wtedy siadywał na
ganku, popijając herbatę. I zawsze miał im coś ciekawego do pokazania: a to
kamyk w kształcie królika, a to ziemniak podobny do męskich pośladków.
Przynosił pawie pióra i obce monety, groty strzał i stare karty pocztowe. Kiedyś
przyniósł złoty ząb w butelce, którą wyłowił z jeziora.
Novalee nie miała pojęcia, kiedy i gdzie Siostra Husband i pan Sprock mieli
okazję być sami, ale czasem, kiedy Siostra odmawiała modlitwę, prosiła Pana Boga
o wybaczenie kolejnego aktu cudzołóstwa, jakiego się dopuścili.
Pan Sprock często przynosił Novalee nasiona i sadzonki do jej ogródka, który
zaczynał rozkwitać kolorami. Prawie półmetrowe powoje pięły się po kratce, którą
wykonał dla niej pan Ortiz. Pelargonie i bratki, które dostała w szpitalu, bujały w
swoim kącie ogródka, podobnie jak biały ubiorek gorzki, czerwone malwy i
fioletowe rudbekie, które Novalee dosadziła po przyjściu do domu.
Za trailerem znalazła białe kamienie i otoczyła nimi kasztanowiec. Drzewko nie
bardzo chciało rosnąć, ale przynajmniej straciło biały nalot, co jak przeczytała
stanowiło oznakę powrotu do zdrowia. Książka, którą dostała na urodziny od
Forneya, była już wyraznie sfatygowana.
Z tyłu, za domem, Novalee założyła ogródek warzywny, w którym posadziła
trochę ziemniaków i cebuli, a także posiała nasiona sałaty, otrzymane od Dixie. Do
tego dodała szparagi dla Siostry Husband, która utrzymywała, że jeśli się szparagi
raz przyzwoicie zakorzenią, będą rosły bez końca.
Czasami pan Sprock przychodził wieczorem, przynosząc jakieś nowe nasiona,
czy pomagając w pieleniu ogródka i wtedy zostawał na noc, żeby rano posłuchać,
jak Forney czyta. Kilka razy przyszedł też pan Ortiz i wtedy Forney czytał głośniej
prawdopodobnie uważając, że siła głosu pomoże gościowi lepiej zrozumieć tekst.
Kiedy po lekturze wywiązywała się rozmowa, pan Ortiz chętnie wyrażał swoją
opinią, zawsze entuzjastyczną i zawsze po hiszpańsku.
Czasem wpadała Dixie z lodami, które Forney kręcił w ręcznej maszynce z
korbą i zamrażał. Jedli je potem razem na ganku, dopóki komary nie zmusiły ich do
odwrotu. Dixie sama nigdy nie jadła lodów; mówiła, że dostaje po nich biegunki.
Ale Novalee uważała, że Dixie tylko dlatego zadaje sobie tyle trudu z lodami, żeby
móc przez dwie godziny potrzymać na rękach Americus. Kiedyś Henry i Leona [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
okulary, nastawiał budzik i zaczynał czytać.
Czytał dokładnie przez trzydzieści minut, co wieczór innego autora. Szekspira,
Platona, Freuda, Nietzschego, Rousseau w wielkim skupieniu. Od czasu do czasu
spoglądał na Americus, żeby sprawdzić jej reakcję.
Skupiona na Forneyu od pierwszego słowa, mała nigdy nie zasypiała ani nie
grymasiła.
Siostra i Novalee siedziały cicho w drugim końcu pokoju. Od czasu do czasu
Siostra kiwała głową, kiedy uważała, że coś wymaga reakcji słuchacza, albo
szeptała amen , kiedy coś w jej mniemaniu było zgodne z prawdą. A gdy Forney
czytał Romea i Julię, płakała ze wzruszenia, trzymając Novalee za rękę.
Na dzwonek budzika Forney zamykał książkę i z pamięci powtarzał jakieś trzy
kluczowe fragmenty, jakby dawał Americus sygnał, że może ją czekać test.
Po skończonej lekturze zawsze fabrykował na poczekaniu tysiące powodów, dla
których pilnie musiał wracać do domu, ale zawsze zostawał dłużej. Lubił siedzieć
na ganku z Siostrą Husband, obierając z nią brzoskwinie albo łuskając groszek.
Lubił trzymać na rękach Americus, kiedy mała szła spać, lubił dotyk jej mięciutkiej
bawełnianej koszulki i zapach mleka Novalee, który czuł jeszcze w jej oddechu.
Lubił patrzeć, jak Novalee reaguje uśmiechem na jego słowa, jak odgarnia z karku
włosy, jak się schyla, żeby mu podać małą.
Wizyty pana Sprocka w najmniejszym nawet stopniu nie były tak
przewidywalne jak wizyty Forneya. Czasem przychodził rano, przynosząc świeże
pomidory i paprykę z własnego ogródka. To znów wieczorem, i wtedy siadywał na
ganku, popijając herbatę. I zawsze miał im coś ciekawego do pokazania: a to
kamyk w kształcie królika, a to ziemniak podobny do męskich pośladków.
Przynosił pawie pióra i obce monety, groty strzał i stare karty pocztowe. Kiedyś
przyniósł złoty ząb w butelce, którą wyłowił z jeziora.
Novalee nie miała pojęcia, kiedy i gdzie Siostra Husband i pan Sprock mieli
okazję być sami, ale czasem, kiedy Siostra odmawiała modlitwę, prosiła Pana Boga
o wybaczenie kolejnego aktu cudzołóstwa, jakiego się dopuścili.
Pan Sprock często przynosił Novalee nasiona i sadzonki do jej ogródka, który
zaczynał rozkwitać kolorami. Prawie półmetrowe powoje pięły się po kratce, którą
wykonał dla niej pan Ortiz. Pelargonie i bratki, które dostała w szpitalu, bujały w
swoim kącie ogródka, podobnie jak biały ubiorek gorzki, czerwone malwy i
fioletowe rudbekie, które Novalee dosadziła po przyjściu do domu.
Za trailerem znalazła białe kamienie i otoczyła nimi kasztanowiec. Drzewko nie
bardzo chciało rosnąć, ale przynajmniej straciło biały nalot, co jak przeczytała
stanowiło oznakę powrotu do zdrowia. Książka, którą dostała na urodziny od
Forneya, była już wyraznie sfatygowana.
Z tyłu, za domem, Novalee założyła ogródek warzywny, w którym posadziła
trochę ziemniaków i cebuli, a także posiała nasiona sałaty, otrzymane od Dixie. Do
tego dodała szparagi dla Siostry Husband, która utrzymywała, że jeśli się szparagi
raz przyzwoicie zakorzenią, będą rosły bez końca.
Czasami pan Sprock przychodził wieczorem, przynosząc jakieś nowe nasiona,
czy pomagając w pieleniu ogródka i wtedy zostawał na noc, żeby rano posłuchać,
jak Forney czyta. Kilka razy przyszedł też pan Ortiz i wtedy Forney czytał głośniej
prawdopodobnie uważając, że siła głosu pomoże gościowi lepiej zrozumieć tekst.
Kiedy po lekturze wywiązywała się rozmowa, pan Ortiz chętnie wyrażał swoją
opinią, zawsze entuzjastyczną i zawsze po hiszpańsku.
Czasem wpadała Dixie z lodami, które Forney kręcił w ręcznej maszynce z
korbą i zamrażał. Jedli je potem razem na ganku, dopóki komary nie zmusiły ich do
odwrotu. Dixie sama nigdy nie jadła lodów; mówiła, że dostaje po nich biegunki.
Ale Novalee uważała, że Dixie tylko dlatego zadaje sobie tyle trudu z lodami, żeby
móc przez dwie godziny potrzymać na rękach Americus. Kiedyś Henry i Leona [ Pobierz całość w formacie PDF ]